Już za tydzień Święto Zakochanych. Czyli kolejny powód, żeby sprawić sobie nawzajem radość. Ktoś powie, że okazywanie sobie uczuć raz do roku jest co najwyżej śmieszne. Ale przecież nikt nikomu nie broni bycia wobec siebie czułym na co dzień…
Niedawno był Tłusty Czwartek. Zjedliście pączka? (my też :D) No ale przecież pączka możecie zjeść też w każdy inny dzień, prawda? No właśnie. A zatem nie namawiamy nikogo do zmieniania swoich przekonań, jedynie zachęcamy do skorzystania z kolejnej okazji w roku, do celebrowania swojego związku (niekoniecznie musi to być akurat 14 lutego).
Gdy na kalendarzu pojawia się luty, to wiemy że 2 daty mamy już „zarezerwowane” tylko dla siebie. Ostatnio pisaliśmy o naszej 6-tej rocznicy. Koniecznie sprawdźcie! Zwłaszcza, jeśli tak jak my lubicie sushi.
Dziś natomiast będzie „Odlot”. Ale że co? No, „Odlot„, w dodatku katowicki. Tak bowiem nazywa się restauracja, w której Mąż zrobił rezerwację na walentynkową kolację. Kiedyś nie byłam zbytnio przekonana do „z góry zaplanowanego” przez restaurację menu. Jednak pomyślałam sobie, że tak czy owak chcieliśmy sprawdzić ten lokal, więc czemu by nie zaryzykować. I bardzo dobrze, że zaryzykowałam
Mąż: no ja myślę!
Z resztą, zaraz sami się przekonacie.
Wnętrze restauracji jest stricte powiązane z tematyką lotnictwa. Praktycznie przy każdym stoliku powieszone jest stare zdjęcie/plakat/ilustracja przedstawiająca samoloty. Nam akurat trafiła się „pantera”.
Na przystawkę „wleciały” królewskie krewetki w sosie kokosowym. Na bogato.
Następnie przypłynęły zupki. Mężowy rosół oraz krem z czerwonej soczewicy dla Żony. Czyli tradycja vs nowoczesność. Mąż: nie, żeby ze mnie był jakiś tradycjonalista czy coś.

Rosolindo – w sensie tak u Żony w domu mówiło się na rosół

Soczewica, grzaneczki, jogurcik.
Dania główne: czyli dla Męża mięsko, a dla Żony rybka.

Roladka ze schabu wypełniona grzybowo-drobiowym musem z winnym sosem. Jako dodatki: kalafior romanesco z palonymi migdałami i ziemniaki bubble squick.

Pieczona dorada z marchewkowym puree z koniakiem, podana na grzybowym risotto z groszkiem cukrowym.
Pora na słodkie zwieńczenie wieczoru.

Pomarańczowa panna cotta, malinowy sos, mus z białej czekolady w słodkim koszyczku.

Czekoladowy fondant z sosem bailey’s i waniliowymi lodami w cieście tiulowym.
W takim oto „odlotowym” stylu świętowaliśmy zeszłoroczne Walentynki. Wszystkie dania były smaczne i elegancko podane. Warto również wspomnieć o sympatycznej obsłudze. Restauracja mile nas zaskoczyła, gdyż z zewnątrz nie prezentuje się jakoś wybitnie. Za to środek robi wręcz odwrotne wrażenie. Atmosfera jest kameralna i bardzo przytulna. Jeszcze kiedyś tam wrócimy i może nawet zdecydujemy się na podniebne szaleństwa

Żona pozdrawia.

Mąż też pozdrawia.