
Internet podzielił się na dwa obozy: pierwszy chce żeby Leonardo DiCaprio otrzymał w końcu upragnionego Oscara, drugi twierdzi, że jeśli go dostanie, to już tylko i wyłącznie ze względu na to… żeby nie było mu przykro.
A ja, choć nie mam siły brać udziału w tej dyskusji, to i tak swoje pokraczę… Cóż, seria „Przemyślenia” zobowiązuje.
1. Zabili go i uciekł….
Tak, wiem że od razu, powtarzam główny „element” tytułu, no ale inaczej się nie da. To główny motyw filmu, który z początku jest nawet całkiem ok, ale z czasem zaczyna wręcz irytować.

Dej mnie Oscara!
2. Właśnie a propos czasu.
„Zjawa” leci 2 godziny 38 min. Gdyby uciąć te 38 min byłoby ok. Sporo scen jest przedłużanych na siłę… i właściwie po dwóch godzinach zastanawiałem się ile jeszcze do końca seansu.
3. Seans mnie wymęczył.
Pamiętacie co pisałem o „Makbecie”? Dzisiaj też jestem mega zmęczony. „Zjawa” to naprawdę męczący seans.
4. Męczący nie oznacza zły.
Absolutnie. Po prostu, seans jest za długi. Mimo wszystko, musiałbym być ślepcem, albo kłamcą, żeby nie zachwycać się stroną wizualną i muzyczną. Owszem ktoś może powiedzieć, że to takie „tricki Oscarowe”, no ale sorry trudno ich nie docenić.

5. Realizm…yyy, że co?
Przekreślcie to słowo, albo udawajcie, że go nie znacie. Bo do realizmu tu naprawdę daleko. Do tego stopnia, że gdyby to co oglądamy przytrafiło się komuś naprawdę, to film trwałby może z 30 minut, bo skończyłoby się na… zabili go i (nie) uciekł.
6. Jesteś uczestnikiem wydarzeń.
Przez to, że kamera „krąży” wokół bohaterów (a nie skupia się stricte na nich) wiesz, że nie stoisz z boku. Masz wrażenie jakbyś brał udział w tym co się dzieje „tu i teraz”. Zdecydowanie wyszło to na plus.

Była też relacja na Snapchacie…

… i na Periscopie.
7. Czy Leoś zasłużył na Oscara?
Leonardo naprawdę się stara – i nie chodzi tylko o to, że zjadł surową wątrobę bizona na planie…, czy też o to, że spał w zwierzęcej tuszy, bo po raz kolejny pokazuje, że jest dobrym aktorem. Z drugiej zaś strony, na pewno grał już lepiej rozpisane postaci… i co warto tutaj podkreślić, za tamte role, wymarzonej złotej statuetki też nie dostał… (tak, mnie też to dziwi).
Na pewno oliwy do ognia dolewają memy, w których Oscara dostaje nie Leonardo, a „niedźwiadek”, czy w końcu fakt, że oprócz „Rasistowskich Oscarów” tematem numer dwa (z resztą nie pierwszy raz jeśli chodzi o tę galę), jest pytanie: czy tym razem Leonardo otrzyma Oscara?
Cokolwiek się nie stanie, któryś z „obozów” będzie niezadowolony… a ostatecznie to fani Toma Hardego mogą być zadowoleni, bo coś mi mówi, że może zostać najlepszym aktorem drugoplanowym. Jedynie Rocky yyyy tj. Sylvester Stallone może mu w tym przeszkodzić.

Oscar jest tam z przodu. Widzisz? Idziesz do końca… i będzie po lewej.
Tyle na dziś. Sprawdźcie inne wpisy z cyklu Przemyślenia i koniecznie wpadnijcie na naszego Instagrama.
19
Pingback: INSTAnt - styczeń 2016 / Pędzel & Katana