[fb_button]
„Sinister” miał w sobie wszystko to, co powinien mieć dobry horror. Śmiało można powiedzieć, że obok „Obecności”, był to jeden z najlepszych filmów gatunku ostatnich lat. Dlatego też, gdy pojawiła się informacja o drugiej części… ucieszyłem się (naiwny ja)… W dupie miałem to gadanie, że „kontynuacje są słabe”. No i niestety, okazało się, że twórcy filmu też mieli to w dupie.
Nie wiem czy to jakiś wyścig pod tytułem: „Kto bardziej spierdzieli markę”? albo „Kto nakręci gorszy horror?”… czy może po prostu twórcy myślą sobie: a co tam, nakręćmy cokolwiek i tak będzie dobrze.
Sorry, ale wszystko to, co było dobre w jedynce, w kontynuacji zostało pokazane w znacznie gorszy sposób. Wiecie, to tak jakby zjeść smacznego kotleta, a na drugi, czy tam trzeci dzień, odgrzać go w mikrofali i liczyć na to, że będzie smaczny. Gówno, a nie smaczny! Nie będzie smaczny. A jak Ci smakuje, to jesteś jakiś dziwny.
Akcja filmu dzieje się po wydarzeniach z części pierwszej, jednak jeśli nie widzieliście „jedynki”, to… olejcie „dwójkę” i zobaczcie część pierwszą. Jeśli jednak jakimś cudem chcecie zobaczyć drugą część, no to mam nadzieję, że skutecznie wybiję Wam to z głowy.
Tym razem głównymi bohaterami jest rodzina Collins i „były zastępca So & So” (yy nie pamiętam czy miał jakieś imię, pewnie tak, ale Filmweb mówi, że to były zastępca, więc niech będzie / w sumie w jedynce grał „zastępcę szeryfa”).
I tak, mama Collins ucieka wraz z dwójką synów przed tatą Collins. Ten ostatni jest odpowiednikiem wszystkiego tego co najgorsze. Naprawdę, to taki człowiek-skurwiel, którego po prostu się nienawidzi. Koleś bije żonę, jednego z synów i jest po prostu psychiczny. Mniejsza.
Mama i dzieci Collins wprowadzają się do domu przy kościele, w którym doszło do strasznej masakry. Czemu, zapytacie? Ano, przyjaciółka od mamy Collins odziedziczyła go od kogoś w spadku i postanowiła udostępnić lokum przyjaciółce. Trudno, nie ma innego miejsca, to jakoś trzeba sobie poradzić. Ale powiedzcie tak szczerze, czy zrobilibyście sobie pracownię artystyczną w miejscu zbrodni? Nie? Cóż, mama Collins sobie robi. I co? No jak to co, będzie straszyć!
Jeden z synów widzi zmarłych rówieśników. Umarli pokazują chłopcu filmy, na których dochodzi do różnych zabójstw. I tu trzeba przyznać, że owe filmy robią wrażenie. Zostały naprawdę fajnie zmontowane. Ale co z tego, skoro cała reszta jest po prostu słaba?
Nagle ni stąd, ni zowąd pojawia się Pan Były Zastępca So & So… Coś tam zagaduje do mamy Collins, ta oczywiście pozwala mu zostać na noc, no i zaczynają dziać się „dziwne rzeczy”… W sensie, że coraz głupsze.
Dobra pitu, pitu, ale do rzeczy… Co mi tak nie pasuje?
Po kolei.
- Główna postać męska.
Jedynka miała świetnego Ethana Hawke’a (w roli Ellisona Oswalta). Dwójka ma słabego Pana Byłego Zastępcę So & So, wkurwiającą mamę Collins i jej synów (też wkurwiających). - Bagul.
OK, postać nijakiego Bagula jest MEGA, ale… W jedynce twórcy wykorzystali jego pełen potencjał. Tutaj „straszy” przy pomocy głośnych dźwięków. W ogóle oglądając trailer, spodziewałem się czegoś takiego, ale po cichu liczyłem na więcej. Szkoda. - A propos Bagula.
W pierwszej części twórcy bawili się z nami w coś a’la „Gdzie jest Wally?”. Do tego stopnia, że przy każdej dłuższej scenie doszukiwałem się twarzy „demona”. Zdarzało mi się zastopować film, żeby poszukać go „gdzieś w tle”. I wiecie co? Bardzo często „gdzieś tam był”. W drugiej części twórcy pokazują go „cały czas” w pełnej okazałości i mają widzów za idiotów. Bo jest taka scena, w której bohaterowie oglądają zdjęcia i… oczywiście szkłem powiększającym pokazują nam twarz Bagula. Bo nie można było tego zrobić inaczej… - Strach.
W „Sinister 2” strach polega na… BUUUUU (głośne dźwięki jeb, jeb, jeb) + RYJ Bagula. - Bohaterowie.
Wszyscy są albo wkurwiający albo nijacy. W jedynce mieliśmy bohaterów z krwi i kości. Co więcej aktorzy byli wiarygodni, starali się coś wnieść… a tu ehh.. przechodzimy ze sceny do sceny, a bohaterowie coraz bardziej nas wkurwiają. Nawet dzieciaki. Do bólu stereotypowy brat grzeczny-fajtłapa i brat niegrzeczny-chuligan. Albo „doktorek”, który pojawił się w filmie nie wiem po co… No idźcie w chuj! - Fabuła.
To co się tu dzieje, to jakieś jajca. Naprawdę. Całość najpierw ciągnie się w nieskończoność, by nagle zapierdzielać niczym dzika świnia. Nudzisz się nudzisz, a tu nagle… koniec. Shit happens i prawdopodobnie będzie część trzecia. Zapewne jeszcze gorsza. Chociaż to będzie trudne wyzwanie. - Tajemnica.
„Sinister” kipiał tajemniczością. Naprawdę, na każdym kroku. Tutaj dostajemy wszystko na tacy… No tak, ludzie w końcu coraz głupsi, więc po co choć trochę myśleć.
Wszystko to sprawia, że twórcy zniszczyli naprawdę fajną postać. Bo Bagul miał szanse stać się kimś, kim można straszyć nie tylko dzieci, ale i następne pokolenia. Mógł stać się legendą pokroju Freddy’ego Kruegera, Pinheada, czy Jasona.
Lepiej zatem udać, że drugiej części w ogóle nie ma. Trzecią część (jak powstanie) zobaczę, z nadzieją na to, że twórcy się zrehabilitują i Bagul będzie miał możliwość wykazania się w stu procentach. Czego sobie i Wam życzę.
[fb_button]
Pingback: Ciemno wszędzie, głucho wszędzie... Nic z tego filmu nie będzie