[fb_button]
Do reamake’ów podchodzi się z pewnym dystansem i pogardą. Bezsensowne podejście. Osobiście, nie skreślam filmów tylko, dlatego że są nowymi wersjami hitów z dawnych lat. Chociaż trzeba to przyznać. Ostatnimi czasy nie widziałem, żadnego, dobrego remake’a. „Poltergeist” również nie zmienił tej złej passy. A szkoda.
Oryginał, z 1982 o tym samym tytule („Poltergeist”) jest klasyką horroru. Całość doczekała się trzech części. W Polsce seria znana jest pod nazwą „Duch”. Jeśli z jakiegoś powodu nie widzieliście tych filmów, to czym prędzej musicie to nadrobić. A jeśli chodzi o „Poltergeist” z 2015 to cóż…
Nowa wersja filmu jest znacznie słabsza niż oryginał.
I to pod każdym względem. No i de facto na tym mógłbym zakończyć, ale nie chcę iść na łatwiznę. Chociaż, z drugiej strony, może byłoby to jakieś wyjście… Zwłaszcza, że „Poltergeist” jest przykładem tego jak nie powinno robić się remake’ów. Czegokolwiek bym nie napisał, to tak naprawdę głównym problemem filmu jest jego nijakość i to na każdej płaszczyźnie.
Schematyczność nie jest problemem, ale nijakość owszem.
Film pod względem fabularnym jest bardzo schematyczny. Zapewne będziecie mieli wrażenie, że skądś to już znacie i gdzieś to już widzieliście. Tradycyjny i kultowy już motyw. Rodzina wprowadza się do nowego domu i po jakimś czasie… zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Gdzieś po drodze pojawia się „tajemnicze medium” i… wszyscy wiemy co stanie się dalej. Żeby nie było, nie czepiam się fabuły. Oryginał wyszedł ponad 30 lat temu, więc siłą rzeczy remake musiał trzymać się konwencji. ALE MOŻNA BYŁO ZROBIĆ TO STO RAZY LEPIEJ. Naprawdę. No bo zobaczcie, jeśli film, który ma o trzydzieści lat więcej od swojej nowszej wersji, potrafi bardziej przestraszyć i przy okazji trzymać w napięciu, zachowując przy tym wciągający wątek fabularny. No to sorry, ale to znak, że coś się dzieje.
Autorzy mogliby tłumaczyć się, że to co było świeżością 30 lat wstecz, teraz siłą rzeczy nie zaskoczy widza. Bullshit! Jest wiele filmów opartych na tzw. „schematach”, które nadal wnoszą coś nowego. Patrz „Naznaczony„, czy „Obecność„. Poza tym „Poltergeist” ma o wiele więcej problemów.
Jeśli film idzie na łatwiznę, to nie pomoże nawet sprawdzona marka.
A niestety, „Poltergeist” idzie na łatwiznę, również w tym w czym mógłby być dobry. Próba przestraszenia widza ogranicza się do: ciszy, „narastającego napięcia”, głośnych dźwięków i wyskakującego „czegoś” w stronę widza. Równie dobrze, mógłbym odpalić jakiś filmik na youtube. Chociaż nie, bo podczas seansu, nawet nie podskoczycie.
Aktorstwo (w większości przypadków) jest na kiepskim poziomie. Niejednokrotnie zachowanie bohaterów jest nielogiczne, a dialogi między nimi są po prostu głupie. Najlepiej wypadła tutaj najmłodsza z całej ekipy – Kennedi Clements, której nie ma nic do zarzucenia. Reszta, cóż albo jest na siłę, albo gra za karę. Zawiódł też Sam Rockwell.
3D w tym wydaniu to totalna ściema.
Po seansie „Piła 3D” obiecałem sobie, że już nigdy nie pójdziemy do kina na horror w 3D. Od premiery ostatniej „Piły” trochę minęło. Wiecie, nowe technologie, „nowe horyzonty” itepe… A tak całkiem poważnie chciałem sprawdzić czy coś się w tej kwestii zmieniło. Niestety. W dalszym ciągu, nas okradają. Efekt 3D ograniczył się do „wystającego wiertła”. Serio. No i powiedźcie szczerze, „gdzie piniondze som za las?„. Owszem jest ta „perspektywa”, ale tutaj to nikomu nie potrzebne. Zatem postanowione. Jeśli chodzi o horrory, absolutne nie dla 3D. Kasę możecie zaoszczędzić lub przeznaczyć na przedseansową kawę.
#kawusia #przedseansem to już #tradycja.
#café #gelato #yummy #Katowice #kinoZdjęcie zamieszczone przez użytkownika Pędzel & Katana (@pedzelikatana)
[fb_button]
Pingback: San Andreas - wiesz jak się skończy, ale i tak oglądasz. / P&K