
Gdy jakiś czas temu usłyszeliśmy, o tym że "Power Rangers" powracają (i to jeszcze na dużym ekranie!), na naszych twarzach pojawił się zaciesz. Niestety, po seansie nie zareagowaliśmy w ten sam sposób...
Będziemy narzekać na ten film… bo niestety jest na co. Dawno nie wynudziliśmy się tak w kinie!
NUUUUDAAAA!
Matko Boska PowerRangerowska! Jaki ten film był nudny i w dodatku przeciągnięty i w ogóle ehhh. Czy idąc na Power Rangers chcecie słuchać o wyolbrzymionych problemach nastolatków? No pewnie, że nie. Chcecie raczej lekko kiczowatej historii o ludziach w kolorowych strojach, sterujących dużymi robotami, którzy bronią Ziemi przed „potworami”. Tyle i aż tyle! Ktoś powie, no dobra, ale to je origin, tu trzeba się zapoznać z postaciami. No tak…, ale nie przez 7/8 filmu. Inna kwestia, że nuda nie jest synonimem „originu”. Naprawdę. Nie wmawiajcie nam, że ten film miał być tak nudny, bo jest historią opowiadającą o tym jak powstali Power Rangers.
Dla odświeżenia, przed seansem obejrzeliśmy na Netflixie, pierwszy odcinek serialu. I owszem, było tam wiele głupkowatych i nielogicznych scen… no ale przynajmniej mieliśmy ochotę oglądać to dalej. Serio.
Billy
Jedyną, dobrze rozpisaną i ciekawą zarazem postacią jest tutaj Billy (Niebieski Ranger). I przy nim zrobimy sobie małego stopa.
„Jak to niebieski Ranger będzie czarny?„, „Czarny nie jest czarny, tylko niebieski hehehe„.
Ludzie, serio? Ogarnijcie się.
Owszem, stary serial z lat 90-tych jechał sobie trochę na stereotypach i dopasowywał kolory Rangersów do koloru skóry… ale tylko i wyłącznie w dwóch przypadkach. Czy „Zielony Wojownik” był „ufoludkiem”?, „Czerwony” Indianinem albo „Biały” albinosem? Oczywiście piszemy już to prześmiewczo, bo co kolor skóry ma do konkretnej roli? Każdy, kto widzi w tym tzw. poprawność polityczną, niech puknie się w czoło. Naprawdę!
A jak z resztą postaci?
Srak! Damy Wam kilka przykładów:
Czerwony – Głównie obraża się na Zordona. Zordon, cóż, nie jest mu dłużny. Niemalże dochodzi w filmie do tzw. solówy po szkole.
Czarny – to taki luzak, ale na 99%, bo jednak trochę się boi. Co drugie zdanie podkreśla jak bardzo szaloną osobą jest „Żółta”.
Żółta – jest szalona, ale spokojnie, Czarny zdąży Wam o tym przypomnieć wiele razy. Ponadto, Żółta ma problemy z rodzicami, bo… są zbyt normalni.
Różowa – Taaa to dopiero agentka. Mówi jedno, myśli drugie, robi trzecie.
Rita – To takie demoniczne zombie, które żre złoto, ale tylko na chwilę, bo jak już się nażre to zaczyna gwiazdorzyć i wtedy zamiast żreć złoto włamuje się do domów, w którym mieszkają nastolatki. Rita z serialu sto razy ciekawsza!
Zordon – Gdy już nie jest obrażony na Czerwonego… narzeka na Rangersów. Ciekawie wygląda, no i plus za tzw. oridżin Zordona.
Alfa 5 – Wygląda dziwnie. Tyle.
Dla kogo jest ten film?
Na pewno nie dla dzieciaków z lat 90-tych, którzy teraz są dorosłymi ludźmi (Halo, to np. my!) :D. Oni nie znajdą tutaj nic za co kiedyś pokochali tę serię. Oczywiście wiemy, że czasy się zmieniają. Nie chodzi o tanie kostiumy, słabe efekty i głupkowaty scenariusz. Raczej chodziło o coś w stylu: Hej ludzie! Pamiętamy o Was
I ok pojawiła się np. dwójka aktorów z oryginalnej serii, którzy wcielali się w postać Zielonego/Białego Wojownika i Różową Wojowniczkę. Tylko oprócz tego, swoją drogą i tak krótkiego motywu, nie ma nic innego. Nawet główna muzyczka leciała może z 5 sekund… Serio. Człowiek już zaczął jarać się tym, że zaraz będzie wielka walka… a tu koniec muzyczki i nic… TAK SIĘ NIE ROBI!
To też nie jest tak, że chcielibyśmy, aby film był swego rodzaju laurką w stronę „fanów” i nie miał nic innego do zaoferowania… ale liczyliśmy na więcej pod tym kątem.
Summa summarum twórcy chcieli postawić na coś nowego i ok… tyle, że w tym przypadku nowe nie oznacza lepsze. Zwłaszcza, że film kuleje praktycznie na każdej płaszczyźnie.
Ci co narzekali na ciemne kolory w produkcjach DC, tutaj będą mieli większe pole do popisu. Wyobraźcie sobie, że jest pierwsza scena z wszystkimi Rangersami po przemianie (dopiero w 2/3 filmu, ale mniejsza już o to…) a tu ciemnica. Jeden wygląda jak drugi. Za chwilę walczą, kamera leci tak szybko, że praktycznie nie da się na spokojnie przyjrzeć ich kostiumom i ogólnemu wyglądowi. Podobnie jest zresztą z Zordami. Ktoś z Was je w ogóle widział w całej okazałości? No właśnie. Zamiast tego pokazano nam Ritę jedzącą pączki znanej amerykańskiej firmy…
Ps. Czy tylko nas na tym filmie bolały oczy? Dosłownie. Twórcy postanowili atakować nas jasnym światłem na przemian z bardzo ciemnymi kadrami. Wygląda to mniej więcej tak. Siedzi sobie ekipa przy ognisku, dookoła ciemno. Najazd na postać, ale oczywiście zza ognia, który jest na pierwszym planie i po prostu nas oślepia… I tak co kilka sekund. Normalnie można oczopląsu dostać!
Rada dla twórców: Spokojnie. Wasz film i bez tego jest w stanie wypalić ludziom wzrok…
PS2. Pierwsza scena o byku… na pewno przejdzie do historii najgłupszych i najbardziej niesmacznych żartów w historii filmów ever.
Jesteśmy naprawdę rozczarowani seansem. Nie polecamy.