To uczucie, gdy rozmowa człowieka z robotem daje do myślenia.
[fb_button]
Ten wpis miał mieć całkiem inny tytuł. Wiecie jaki? „Banderasowi do twarzy (jednak) w masce” albo „Wolę Banderasa z gitarą”. Wszystko przez to, że podczas oglądania „Automaty”, zbyt pochopnie go oceniałem… No i już wtedy w głowie powstawały mi wstępne tytuły, itepe.
Krótkie info. Należę do tej „ciemnej strefy”, która nie ubóstwia „Łowcy Androidów”.
1. Przez 1/3 filmu wynudziłem się niemiłosiernie.
Naprawdę. Już prawie wyłączyłem… ale mówię nie no czekaj, bo jak to tak. Niech się rozkręci. A nawet jeśli nic takiego się nie stanie, to może będzie coś co ci się spodoba, albo chociaż utwierdzisz się w przekonaniu, że słabe filmy też trzeba oglądać.
2. No i później doszło do wymiany zdań między człowiekiem a maszyną.
Począwszy od uczuć, skończywszy na egzystencji i istocie życia. Tych kilka dialogów wynagrodziło mi, aż nadto, początkową mękę. Dziękuję.
3. To nie jest film z tzw. „łubudu”.
W związku z tematyką – science-fiction, można by się spodziewać różnego rodzaju wybuchów, strzałów, walk i innych tego typu. Tutaj tego nie uświadczycie. Film skupia się na zadawaniu pytań i odnajdywaniu na nie odpowiedzi. Pokazuje też „co by było gdyby” oraz utwierdza w przekonaniu, że człowiek z reguły dąży do „jednego”.
4. „Automata” porwał mnie bardziej niż „Blade Runner”.
Naprawdę.
5. Banderas w tej roli jest wiarygodny.
Nic dodać nic ująć, a wydawałoby się, że lata „świetności” ma już za sobą.
6. Jakkolwiek płytko, by to nie zabrzmiało…
„Automata” zmusi Was do myślenia. Serio.
7. Klimat postapokaliptycznego świata przyszłości jest odczuwalny.
O ile świat przedstawiony od strony wizualnej nie jest szczytem technologicznych możliwości, tak samego klimatu „Automacie” nie można odmówić.
8. Podobnie odczuwalne są emocje…
Które po prostu się „udzielają”.
Po raz kolejny zdałem sobie sprawę z tego, żeby nie skreślać filmu, gdy ten jeszcze trwa.
Do tego samego Was zachęcam.
[fb_button]