
Polskie kino przeżywa renesans. Od jakiegoś czasu praktycznie co roku mamy kilka niezwykle udanych produkcji. Rok 2016 to już w ogóle przeszedł samego siebie. Nawet długo wyczekiwane "Pitbulle" okazały się całkiem spoko. Mając to wszystko w głowie, mówię do Ani "Idziemy na Konwój!". No i cóż, zmarnowaliśmy sobie wieczór.
Pomysł był, ale scenariusz tego nie udźwignął.
Pierwsze 20 minut wciąga. Na tyle mocno, że myślisz sobie „ooo to będzie dobre”. Tymczasem niestety, z każdą kolejną minutą jest coraz gorzej. Autorzy nie potrafią się zdecydować jaką historię chcą opowiedzieć. Przedstawiając postacie, co chwilę zmieniają zdanie jeśli chodzi o ich rolę w filmie. Gdy całość zbliża się do końca, mamy wrażenie, że brakuje nam jeszcze połowy filmu. Całość nagle przyśpiesza. Nie ogląda się tego dobrze. Wszystko jest tak chaotyczne, że już naprawdę nie wiemy co się dzieje.
Trailery opowiedziały wszystko.
(de)Motywacje postaci.
Bohaterowie zmieniają zdanie… gdy wymaga tego scenariusz. Nie dlatego, że coś konkretnego się wydarzyło, o czymś się dowiedzieli, coś odkryli. Nie. Po prostu wszystko musi się zgadzać według konkretnej wizji, która niestety leży i nikt nie ma ochoty jej podnieść.
Znane nazwiska.
Czarny charakter.
„Konwój” poniekąd był reklamowany jako thriller w zamkniętej przestrzeni, w której niezwykle istotne będą dialogi między bohaterami i mocne teksty wożonego przestępcy. Liczyłem na jakieś zagrywki psychologiczne… Tymczasem, koleś przez cały film wypowiedział parę zdań, które nic nie wnoszą. Co gorsza, twórcy sami nie wiedzą czy chcą z czarnego charakteru zrobić ofiarę, bohatera, czy złoczyńcę. Szkoda.
Oczywiście, w dalszym ciągu mocno kibicuję polskiej kinematografii, dalej lubię Więckiewicza. Liczyłem na coś zupełnie innego, dostałem przedłużkę trailerów. Jestem rozczarowany i znudzony. Niestety. Nie polecam.
Mark
No jak to z polskim kinem bywa… chcesz zrobić komuś prezent a możesz zrobić karę